~ Trzy lata później ~
Nie mogę uwierzyć, że to już tyle minęło. Trzy cudowne lata spędzone z Louisem i mam nadziei, że pozostałe które spędzimy razem będą równie cudowne. Od roku mieszkały razem w kupionym przez mojego ojca dla Lou mieszkaniu na poddaszu jednej z kamienic na obrzeżach Waszyngtonu. Nie jesteśmy małżeństwem nawet nie myślimy o tym żeby cokolwiek zmieniać jest dobrze tak jak jest. Oboje pracujemy w szkole, ja jako pedagog, Lou jako nauczyciel muzyki, jesteśmy szczęśliwi.
Chyba nic nie mogłoby zepsuć tego co między nami jest.
Siedzę właśnie na brzegu wanny w łazience, mój wzrok utkwiony jest w kawałku plastiku, który leży na szafce obok umywalki.
Test ciążowy...
Co prawda nie staraliśmy się o dziecko, ale nawet jeżeli będzie,ie taka możliwość Lou ucieszy się z pojawienia syna lub córki. Już od jakiegoś czasu wspominał, że chciałby mieć takiego małego szkraba ubiegającego po domu, Widocznie nasz kot już już mu nie wystarcza.
Oddycham głęboko i sprawdzam wynik testu.
Dwie kreski... O mój boże jestem w ciąży!
Uśmiecham się szeroko i wychodzę z łazienki ściskając w dłoni test. Idę do salonu gdzie Louis siedzi na kanapie z Leonem na kolanach głaszcze kota za uchem a on cicho mruczy.
Siadam obok niego i opiera.głowę na jego ramieniu
- Louis.. - zaczynam
- Hmm? - odpowiada mruknięciem nie odrywając wzroku od lecącego w telewizji meczu.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne, o co chodzi? - pyta.
- Ile chciałbyś mieć dzieci?
Chłopak marszczy brwi i wyłącza telewizor skupiając całą uwagę na mnie.
- Co? Dlaczego pytasz?
- Jestem ciekawa. Więc ile? - pytam
- Co najmniej dwójkę - odpowiada
- A chciałbyś najpierw chłopca czy dziewczynkę?
- Chłopca, żeby uczyć go grać w piłkę. Dlaczego o to wszystko pytasz?
- Spokojnie jeszcze jedno pytanie i się wszystkiego dowiesz - uśmiecham się do niego
- Okej... Więc?
- A jak byś chciał dać mu na imię? - pytam
- To byśmy uzgodnili razem. Mogę wiedzieć o co chodzi z tymi pytaniami? - chłopak jest coraz bardziej zdezorientowany.
Biorę dłoń chłopak a i kładę na niej test i zaciskam jego palce. Brunet marszczy brwi i sprawdza do mu dałam. Ogląda dookoła i w końcu sprawdza wynik
- Dwie kreski, czyli że...
- Jestem w ciąży Lou - mowie cicho, wcześniej nie bałam się reakcji bruneta ale teraz naszły mnie wątpliwości czy aby na pewno się ucieszy i czy pojawienie się dziecka niczego nie popsuje.
- Na prawdę?
- Test nie daje stu procentowej pewności, muszę iść do lekarza ale tak Lou, jestem w ciąży - odpowiadam obserwując wyraz twarzy chłopaka.
Przez chwilę jego mina nie wyraża nic, zero emocji. Lecz po chwil jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechem a chłopak bierze mnie w ramiona i przytula do siebie.
- Cieszysz się? - pytam niepewnie
- Nawet nie wiesz jak bardzo - jego głos stłumiony jest przez moje włosy.
Kładę dłonie na jego policzkach i podnoszenia jego głowę by spojrzeć w jego oczu
- Na pewno?
- Na pewno Mal, to najszczęśliwszym dzień w moim życiu - odpowiada
- A ją myślała, że najszczęśliwszym dniem w twoim życiu był tego gdy mnie poznałeś - uśmiech się
- Nie obraź się ale ten dzień bije tamten na głowę. - chłopak muska ustami moje wargi a ja prycham
- Kocham cię księżniczko - mruczy w moje usta
- Kocham cię tygrysku - odpowiadam a chłopak łączy nasze usta w czułym pocałunku.
~ dziewięć miesięcy później ~
Louis P. O. V
Chodzę od ściany do ściany po spiralnym korytarzu. Zza drzwi porodówki słychać krzyki o przekleństwa Malii. Nawet nie mogę sobie wyobrazić co Mal musi czuć rodząc nasze dziecko.
Zaczęło się gdzieś koło drugiej w nocy, nie pamiętam dokładnie jak dostaliśmy się do szpitala taki byłem zdenerwowany. Mija już czwartą godzina, jeszcze chwilą a zwariuje tutaj jeżeli ktoś nie powie co dzieje się z Malią i naszym synem lub córką. Nie chcieliśmy znać płci dziecka, Mal zaproponowała aby była to niespodziana a ja się zgodziłem.
W końcu krzyki ustają a po korytarzu roznosi się głośny plącz dziecka, naszego dziecka. Z sali wychodzi lekarz, jego z męczony wzrok pada na mnie.
- Pan jest ojcem dziecka? - pyta
Kiwam głową gdyż mój głos odmówił mi posłuszeństwa.
- Gratuluje, ma pan ślicznego syna - lekarz ściska moją dłoń a ja stoję jak wmurowany nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
Jestem ojcem! Mam syna!
Z końca korytarza słyszę wołanie mojego imienia, odwracam się i widzę Tashe oraz rodziców Malii.
- Co z nią? Urodziła już? Syn czy córka? - pytają jeden przez drugiego
- Spokojnie, wszystko jest w porządku, przed chwilą urodziła. Mamy syna - uśmiecham się szeroka na ostatnie słowa
- Przeprasza, że jesteśmy tak późno ale nie mogliśmy wyrwać się wcześniej z bankietu - tłumaczy pan Obama
-Nic się nie stało - odpowiadam
Z sali wychodzi pielęgniarka
- Panna Obama chce żeby pan do niej przyszedł panie Tomlinson - mówi
Spoglądam na rodzinę Malii, wszyscy kiwają głowami żebym wszedł od środka. Nogi mam jak z waty, za chwile zobaczę moją ukochana i naszego syna.
Malia leży na łóżku, jest zmęczona, włosy ma mokre od potu przez co pojedyncze kosmyki przyklejają jej się do twarzy, podchodzę bliżej i całuje ją w czoło a następnie przenoszę wzrok na maleństwo zawinięte w błękitny kocyk które leży na piersi dziewczyny. Nasz syn...
To na prawdę on, mam brązowe włoski i brązowe oczka po mamusi, jest śliczny. Malutkie paluszki ma owinięte wokół palca brunetki.
-Dziękuję - szepcze do niej
-Za co? - pyta
-Za naszego syna, jest cudowny tak jak ty?- odpowiadam
- To nie tylko moja zasługa. Oboje braliśmy w tym udział - śmieję się - Jak go nazwiemy? - pyta
- Może Ethan? Co ty na to? - proponuje
- Ładne a na drugie William tak jak ty -uśmiecha się
- Ethan William Tomlinson - mówię - Idealnie - całuje dziewczynę w usta.
~ trzy miesiące później ~
Londyn.
Louis parkuje wypożyczony samochód pod jednym z domków na obrzeżach Londynu w którym mieszkają Perrie i Zayn. Postanowiliśmy ich odwiedzić ponieważ ostatni raz widzieliśmy się na ich ślubie w zeszłym rok. A w tym czasie dość dużo się zmieniło w naszym życiu, wiec wczoraj po wigilii spakowaliśmy się i wsiedliśmy w samolot prosto do stolicy Anglii. Dziś zostajemy u Malików a jutro z samego rana jedziemy do Doncaster odwiedzić rodzinne Lousia, Johannah będzie mogła w końcu poznać swojego pierwszego wnuka.
Wysiadam z samochodu i odpinam Ethana z fotelika a Louis w tym czasie wyjmuje nasze torby z bagażnika. Po chwili dołącza do mnie i razem idziemy do czerwonych drzwi domu,pukamy a już po chwil w drzwiach pojawia się uśmiechnięta blondynka, ubrana w granatową sukienka która idealnie podkreśla jej ciążowy brzuszek.
- Malia! - piszczy
-Pezz! - odpowiadam
- Louis - Słyszymy głos bruneta który wykrzykuje swoje imię przez co wybuchamy śmiechem - No co nie chciałem być gorszy - wzrusza ramionami
Głupek...
- Okej, rozumiem macie mnie za idiotę - prycha chłopaka - Chodź malutki , idziemy tam gdzie nas chcą... - zabiera mi z rąk Ethana i wchodzi do środka
- Tak dawno się nie widzieliśmy - zaczynam - Widzę,że wiele się u was zmieniło.. - wskazuje na dość spory brzuch dziewczyny.
- O was mogę powiedzieć to samo, mieszkacie razem, macie syna teraz tylko zaręczyny i ślub - uśmiecha się .
- Na razie dobrze jest tak jak jest, ze ślubem możemy jeszcze trochę poczekać - odpowiadam
- Dobra dobra, a teraz wchodź do środka bo jest zimno a poza tym czekaliśmy tylko na wasz - mówi Pezz
- Wszyscy już są? Nawet Harry?- pytam
- Harry przyjechał jako pierwszy - mówi - I to nie sam... - dodaje cicho
- Pierdzielisz... - mówię zaskoczona
- Sama sprawdź wszyscy są w salonie - odpowiada
Ściągam kurtkę i idziemy do salonu gdzie rzeczywiście są już wszyscy. Finn i Don wraz z ich roczną córką Alią, Harry i jego dziewczyna Penny (którą swoją drogą poznał w zeszłym roku na weselu Malików), Liam i Sphia i ich bliźniaki Adam i Amanda no i oczywiście Niall i jego (uwaga! uwaga! ) żona Evanna. Wszyscy w komplecie, szczęśliwy ze swoimi drugimi polówkami i dziećmi.
Siadamy do wspólnej kolacji, jemy śmiejemy się, wspominamy czasy studiów. Po kolacji gdy dzieci śpią na górze, siadamy przed kominkiem z winem, rozmawiamy o tym co się zmieniło, o tym jak zmieniliśmy się my i nie mogę uwierzyć ,że to dziej się na prawdę, że minęło tyle czasu odkąd ich poznałam i cały czas mamy ze sobą kontakt. Cudownie jest mieć takich przyjaciół jak oni.
W pewnej chwili Louis wstaje a wszyscy sypiają uwagę na nim.
- Chciałbym coś powiedzieć - zaczyna - Przede wszystkim chciałbym podziękować wam wszystkim za te wszystkie lata które razem spędziliśmy i które mam nadziej jeszcze przed nami. Następnie chciałbym podziękować mojej kochanej dziewczynie... - chłopak podaje mi dłoń którą chwytam i wstaje z podłogi - ...jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, dałaś i cudownego syna, pokochała mnie takiego jakim byłem wtedy, pomogłaś wrócić dawnemu mnie, pomimo tego wszystkiego co się wydarzyło jesteśmy razem.- mówi Louis a ja płacze słysząc te wszystkie cudowne słowa - Mam coś dla ciebie, księżniczko. Jest to zarazem prezent ode mnie na święta, jaki i dowód mojej dozgonnej miłości do ciebie... - chłopak sięga do kieszeni a po chwili w jego dłoni widzę małe czerwone pudełeczko,chłopak klęka przede mną a ja już z wiem co to oznacza - ...tak więc, Malia księżniczko moja, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zgodzisz się zostać moją żoną? - pyta a ja ryczę jak głupia.
Nie mogę w to uwierzyć, moje życie to jakaś cholerna bajka. Mam świetnych przyjaciół, cudownego syna i teraz na dodatek narzeczonego który zrobiłby dla mnie wszystko żeby tylko dać mi szczęście.
-Zgódź się do cholery!- woła Pezz - On nie będzie czekał wiecznie - dodaje a wszyscy wybuchając śmiechem
- To jak zgodzisz się? - pyta Lou a w jego głosie słychać niepewność
- Oczywiście,że tak ty mój wariacie - mówię
Chłopak wstaje gwałtownie i mnie całuje a wszyscy dookoła klaszczą i gwiżdżą.
Gdy się od siebie odrywamy Louis wsuwa na mój serdeczny palec śliczny pierścionek z białego złota z malutkim kryształkiem. Jest piękny...
Przytulam się do chłopak, jestem niesamowicie szczęśliwa mając do przy sobie. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Po godzinie wszyscy rozjeżdżają się do swoich domów, ja i Lou zostajemy u Malików. Kładziemy się do łózka w pokoju gościnnym, wtulam się w klatkę piersiową chłopaka a on obejmuje mnie ciasno w talli. Prawie zasypiam gdy słyszę słowa Lousia szeptane do mojego ucha
- Dziękuję ci, uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na ziemi. Kocham cię księżniczko.
- A ja kocham ciebie Lou - odpowiadam
Zasypiamy wtuleni w siebie z uśmiechami na ustach i wizją wspólnej przyszłości która powoli tworzy się w naszych głowach.
~KONIEC~